Przy okazji naszego (mojego i Magdy) planowanego wyjazdu do Hiszpanii, postanowiłem założyć bloga. To dziś chyba dość archaiczny sposób komunikacji. W końcu jest Facebook, Instagram, YouTube, TikTok, ale… chyba po prostu lubię pisać. Cały net zdaje się iść w coraz krótsze przekazy, coraz krótsze filmiki i coraz szybsze strzały dopaminy. Te treści wchodzą gładko, ale równie gładko wychodzą. Nic po nich nie zostaje oprócz dziwnego wrażenia stroboskopowego gwałtu na zmysłach.
Chciałbym zwolnić. Pisząc zwalniam, zastanawiam się, czasem poprawiam i wtedy zwalniam jeszcze bardziej. Jest mi to czasem potrzebne, dlatego prowadzę dziennik. Dziennik to jednak co innego, bardziej introspekcja i rejestr zdarzeń, a chciałbym też móc wyjść z czymś na zewnątrz.
W czerwcu tego roku usunąłem media społecznościowe, więc odpadają jako platformy publikacji tekstów. Poza tym czy media społecznościowe nadają się do publikacji czegokolwiek dłuższego niż 2 zdania? Jakoś tego nie czuję. Tekst przegrywa w konkurencji z „rolkami”, reklamami i innymi rozpraszaczami. Właśnie dlatego blog – z boku tego zgiełku, bez reklam i stroboskopu wrażeń. Na własnej domenie i bez łaski algorytmów, które decydują jakie treści komu pokazywać.
O czym będę pisał?
Osią przewodnią, od której zacznę będzie nasz wyjazd „eksploracyjny” do Hiszpanii, który planujemy zacząć w okolicach połowy września. Mamy pomysł żeby docelowo żyć tam jesienią, zimą i wczesną wiosną, a późną wiosną i latem żyć w Polsce. Ta idea zrodziła się w mojej głowie kilka lat temu, a zainspirował mnie do tego kolega Maciek. Wyjechał z żoną i dziećmi, najpierw wynajmowali, a w końcu kupili tam dom.
W międzyczasie nastała era COVID i post-COVID. Praca zdalna stała się w wielu firmach standardem. Również w mojej firmie (branża IT) okazało się, że zdalna praca jest co najmniej tak efektywna jak praca w biurze. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie jestem już przyspawany do Warszawy, mogę się stąd ruszyć.
Potem poznałem Magdę, zakochałem się i po roku się zaręczyliśmy. Sam pomysł wyjazdu Magdzie bardzo się podobał. Dzięki temu plan nabrał konkretnego kształtu, bo sam wyjeżdżać nie chciałem.
Nie wiemy czy ten pomysł wypali i nic nie zakładamy. Na razie chcemy tam pojechać, skosztować życia gdzieś indziej, ale nie mieć specjalnie żadnych oczekiwań. Najpierw coś na krótko wynajmiemy, a potem będziemy improwizować. Nie mamy dzieci, jedynie psa. Przemieszczanie się z miejsca na miejsce nie powinno być zatem bardzo trudne.
Dla kogo będę pisał?
Dla nas, dla znajomych i dla wszystkich, którzy może też myślą o podobnym kroku. Oboje nie znamy języka hiszpańskiego, tylko angielski. Nie mamy pojęcia na co się porywamy, gdzie nam się spodoba i czy w ogóle. Chcę się z Tobą podzielić tą przygodą. Będzie to w moim przypadku pewnie największe wyjście ze strefy komfortu jakie przydarzyło mi się w mojej 45-letniej grze na planecie ziemia.